niedziela, 8 grudnia 2013

3. "Zgłupiałaś?!"

Podkład
20 grudnia 2011 rok
Drogi pamiętniku. Dawno nie pisałam ale dużo czasu poświęcałam nauce. W szkole idzie mi ciężko i dzisiaj tata poszedł na wywiadówkę. Jak dostanie wykaz ocen może nie być ciekawie. I wrócił ... Przerwałam pisanie słysząc, że drzwi na dole się zamykają. Tata nie był fajny jak się wkurwił a ja trochę nawaliłam naukę. Nie przejęłam się nią.
Z bijącym sercem zeszłam do salonu. Zajrzałam przez drzwi. Louis zdejmował marynarkę rzucając ją ma kanapę.
- AnnoSophie - krzyknął rozpinając guziki śnieżnobiałej koszuli
- Jestem....
- Siadaj - szepnął
Osiadłam grzecznie. Mam dwa zagrożenia. Nie wyjdę żywa.
- Co to jest? - spytał kładąc karteczkę z ocenami na stoliku.
- Oceny?
-Zgadłaś.. bravo... ale co tu jest zaznaczone czerwonym wykrzyknikiem? - wskazał palcem
miejsce o którym mówił
- Tato no- jęknęłam.- Też nie byłeś dobry w szkole. Zrozum mnie.
- Masz się uczyć! - krzyknął na cały głos
- Uczę się przecież. - pisnęłam.
- nie przerywaj mi kiedy ja mówię młoda damo
- Nie mów tak. - mruknęłam. - Poprawię to. Muzyka jest trudna a wf nie dla mnie
- Masz szlaban dopóki te zagrożenia nie zniknął
- Spadaj .- wstałam i poszłam do siebie trzaskając głośno drzwiami.
- Wracaj tutaj! - usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła
Zacisnęłam zęby i usiadłam na łóżku. No nie zejdę.
- Anno słyszysz co mówię do cholery?!
- Odczep się!- wrzasnęłam
Drzwi otworzyły się z hukiem - kto ci pozwolił się tak do mnie odzywać jestem twoim ojcem
Zakryłam głowę poduszką.
- Daj. Mi. Spokój!
- Słyszy jestem twoim ojcem i nie będziesz mi mówiła co mam robić.
- Idź stąd.
- Ja mogę wyjść, ale nie przychodź potem do mnie o jakąkolwiek pomoc. - Zostawił mnie samą.
Rzuciłam się na łóżko i rozpłakałam. Chyba taki wiek.. Nigdy nie kłóciłam się tak mocno z nim. Dziś to był jakiś koszmar. Dopiero wieczorem po cichu zeszłam. Robił coś przy regale z książkami. Stanęłam za i przytuliłam tatę.
 - Przepraszam.
- Ja również skarbie - objął moje dłonie.
- Nie chcę żebyś dawał mi spokoju i żebyś się odczepiał.
- A będziesz robiła o co proszę? - spojrzał na mnie tym swoim surowym wzrokiem.
- Od wielkiej biedy - zaśmiałam się całując jego policzek. - No już wyluzuj. Nie umiesz być taki spięty. - pobiegłam do kuchni zrobić nam kolację. Szybko się kłócimy i godzimy na to wychodzi.
 24 grudnia. 
Był wieczór wigilijny. Zaraz mieli przyjść wujkowie ze swoimi dziewczynami. Zeszłam na dół ubrana w granatową sukienkę.
- Tato?
Tomlinson odwrócił się zawiązując krawat
- Słucham? - uniósł wzrok wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć
- A bo ...ja ci...chciałam. wszystkiego najlepszego - wręczyłam mu prezent. Nową gitarę którą pomógł mi wybrać Harry
- Kochanie nie musiałaś - w jego niebieskich tęczówkach pojawiły się łzy.
- Twoje urodziny - przytuliłam się. Podniosłam ręce i pomogłam mu zawiązać krawat. - Uh ale mam przystojnego ojca.
- A ja śliczną córkę - uśmiechnął się.
W tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Przyszli wszyscy i udaliśmy się do salonu.Atmosfera była miła i wesoła. Jak co roku świetnie. Teraz miałam dom.. Właśnie. Przypomniałam sobie chwilę gdy byłam w domu dziecka. Często poniżana przez mój wygląd i wyśmiewana. Wyszłam z pokoju czując jak łzy spływają po moich policzkach. Weszłam do łazienki patrząc w lustro. Ruda, piegowata, ohydna. Dokładnie rozumiałam Anie z zielonego wzgórza i moich rodziców którzy mnie zostawili. Wzięłam nożyczki do ręki chcą pozbyć się większości włosów które były bardzo długie.
- Słońce co ty robisz? - w lustrze ukazała się sylwetka Louisa
- Pozbywam problemu- wzięłam w dłoń kosmyki i je przecięłam
Złapał moją dłoń tak mocno, że upuściłam nożyczki na kafelki. Odwróciłam się do niego zła, że mi przerwał.
- Co robisz? Puść!
- Zgłupiałaś?! - warknął.
Nie myślałam, że tak zareaguje. W końcu to moje włosy, a jego co to obchodzi? Zdziwiła mnie taka postawa.
- Nie zgłupiałam ale man dość bycia pośmiewiskiem w szkole.
- Jakim pośmiewiskiem? - objął mnie mocno swoimi silnymi ramionami
- No jakim? Normalnym. Że sierota że brzydka. Że nikt jej nie chciał.
- Przestań tak mówić! Masz nas, mnie ...
- Nie ja tak mówię tato.
- To przestań słuchać innych.. zazdroszczą ci.
Przytuliłam się mocno do niego powstrzymując płacz.
- Zasługujesz na kogoś tato.
- Ja już mam swojego anioła
- Kogo?- zdziwiłam się. Nic mi nie mówił.
- Ciebie - pocałował mój nosek
Zaśmiałam się. - Ale wiesz że chodzi mi o coś zupełnie innego. Mogłabym mieć rodzeństwo.
- Za dużo byś chciała - dźgnął mnie w rękę
- tylko twojego szczęścia .
- jestem szczęśliwy - pogłaskał mój policzek
- Jeju no. Żony byś szukał.
- chodź lepiej na dół
- I koniec tematu. Dobra - mruknęłam i wyszłam. - Ale się przefarbuje- powiedziałam odwracając się do niego. Jego mina mówiła ani się waż .
Teraz będzie znowu przeskoczenie poczekaj
***
 1 stycznia 2012 rok
Chodziłem po salonie zdenerwowany. Była 7 rano a Ann jeszcze nie było.
Byłem ciekaw w jakim towarzystwie tak zabalowała
W końcu drzwi się otworzyły. Dziewczyna stała w progu całując się z jakimś chłopakiem
Skrzyżowałem ręce na piersiach wpatrując się w ten obrazek
- młody człowieku czy możesz wziąć swoje usta i opuścić mój dom
Nagle się od siebie odsunęli. AnnaSophia mruknęła coś do niego i wyszedł. Rudowłosa odwróciła się do mnie i zatoczyła na ścianę
- I jeszcze pijana - wkurwiłem się nie na żarty.
- Nie jestem pijana- śmiała się. Nie czuć było alkoholu.
- do swojego pokoju - krzyknąłem.
- Nie wiem gdzie to- zsunęła się na podłogę znów śmiejąc.
Nie wiedziałem co się z nią dzieje. Byłam po wpływem czegoś. Tylko nie do końca wiedziałem co to może być.
- Wiesz że widziałam jednorożca?
- dziecko o czym ty mówisz... - nagle dotarła do mnie brutalna prawda.
- I tęczę.- dodała ciągnąc mnie obok siebie.
Wziąłem ją na ręce zawożąc na pogotowie. Bałem się z jej dosypali czegoś do picia. Tak naprawdę mogło skończyć się to tragedią. Zrobiono jej badania i okazało się, że brała jakieś dopalacze. Po plukaniu żołądka mogłem wejść do jej sali. Była przytomna.
- Co Ci do łba strzeliło ?
- Przepraszam. - mruknęła. Wyciągnęła do mnie ręce i przytuliłem ją .
- Nie rób tak więcej
- Kocham cię tato.
- Ja ciebie też Ann.
Kołysałem ją w ramionach. Nie umiałem być na nią zły. Chciałem tylko, żeby jej się nic nie stało. Była najważniejsza.
- Zabierzesz mnie do domu?
- Tak.
Wyszłyśmy ze szpitala. AnnaSophia zasnęła w aucie. Wyglądała bardzo niewinnie. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem na łóżko.
- Zostań ze mną - powiedziała sennie
- Dobrze, ale śpij.- pocałowałem jej czoło
Położyłem się obok, a rudowłosa grzecznie się we mnie wtuliła i usnęła.

4 komentarze:

  1. Jejuuuu!! Ale...ale , to jest serio fantastyczne!
    *.* Czekam na więcej , powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Julia Tomlinson8 grudnia 2013 11:12

    Świetny rozdział. Czekam na kolejny i jestem ciekawa co to był za chłopak, z którym całowała się Ann

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaaaaaaaa! jakie świetne i oryginalne opowiadanie *-*
    obserwuję!
    pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty